Początki są trudne, środki też. Mój ostatni post pojawił się dawno, jakby w innej czasoprzestrzeni i mimo, że pamiętam moje wielkie plany jak "rozbujać" bloga to na tych planach się skończyło. Były opublikowane dwa posty i mnóstwo postów niepublikowanych ( ich liczbę znam tylko ja, kurzą się gdzieś w "wersjach roboczych"). Nie mam pojęcia którą szufladkę zasili ten post, ale potrzebuję to napisać bo muszę poukładać myśli, muszę je z siebie wyrzucić.
Mam 21 lat i nigdy nie byłam na dyskotece (wiecie klub, muzyka, światła), aż do ostatniej soboty. Zawsze uważałam, że to rozrywka nie dla mnie, za głośno, za tłoczno, a stereotypy wcale nie pomagały. Dyskoteki to wylęgarnia bójek, gdzie każdy tylko rozgląda się za "mordą do obicia", powietrze od dymu papierosowego jest tak gęste,że nie da się oddychać, a ludzie chamscy. A ja dziewczyna która uwielbia czytać książki, pić gorącą herbatę, słuchać innego rodzaju muzyki niż disco polo i wcale nie wygląda jak modelka nie odnajdzie się tam. Wiecie co? Pomyliłam się. I to jak bardzo.
To była zwykła dyskoteka, najbliżej miejsca mojego zamieszkania nie żadna modna knajpka. 15 polskich złotych za bilet ( zaplanowany było koncert), ludzi multum, a w nich ja, nawet bardzo zagubiona i pełna myśli "co ja tu robię?"
A co robiłam? Tańczyłam, bawiłam, śmiałam i najważniejsze obserwowałam, obserwowałam ludzi. Patrzyłam na chłopaka, który podchodziła do prawie każdej dziewczyny, może dlatego, że mu się podobała, a może dlatego,że nie zatańczył z nią jeszcze żaden chłopak tej nocy. Patrzyłam na dziewczynę, która przyjechałam tam sama, widać było, że jest tan nie pierwszy raz i czegoś szuka może kogoś, nie wiem, ale miała bardzo smutne oczy. Widziałam chłopaka i dziewczynę, którzy poznali się na początku imprezy i nie rozstali się aż do jej końca. I chłopaka który bawił się dobrze z każdą dziewczyną z którą zatańczył, spędzał z nią maksymalnie parę utworów potem odchodził i nigdy nie powracał. Patrzyła na dziewczyny, które odmawiają tańca każdemu i na takie, które przyjmują każdą propozycje. I mogę się oczywiście mylić, ale myślę, że te wszystkie osoby łączyło jedno. Potrzeba drugiego człowieka, potrzeba jego dotyku, jego uwagi, obecności, miłości.Oczywiście możecie twierdzić i przekonywać, że tak nie jest, ale myślę, że to bzdura. Ja wiem swoje.
21-latka która pojechała na imprezę, żeby poczuć swoją wolność, zasmakować swojej młodości, wyrwać się z życia zapisanego na kartkach powieści widząc tych wszystkich tańczących ludzi, te wszystkie szczęśliwe pary, też zapragnęłam być jedną z nich i byłam, przez utwór może dwa. Czułam ciepło drugiej osoby w tańcu i mogłam być kim zechcę: Kaśką, Mariolką, licealistką, studentką,mogłam kochać jazz, disco polo być wolną, szczęśliwą, sobą, albo kimś innym. I nikogo to nie wzruszało bo byłam tylko jedną z wielu, a może tą jedyną, w tą jedną noc mogłam być kim zechcę, sama zdecydować czy poznanemu chłopakowi powiedzieć prawdę czy skłamać, bez konsekwencji, bo to tylko na jedną noc, jedną chwilę. I miało to cudowny smak.